tzw. zaginiony rocznik kaliski (II poł. XIII w.) |
1283. [...] W tymże roku zmarła najczcigodniejsza małżonka księcia wielkopolskiego Przemysła, córka Mikołaja Kaszuby, zwana imieniem Ludgardy; nikt nie potrafił stwierdzić, jaką zmarła śmiercią. |
Rocznik małopolski w wersji wg rękopisu Szamotulskiego (1471) |
1283. Zmarła znamienita księżna, żona pana Przemysła księcia wielkopolskiego, zwana Ludgardą, córka Mikołaja księcia Kaszubów; nikt nie potrafił stwierdzić, jaką zmarła śmiercią. do powyższej zapiski rocznikarskiej pisarz kodeksu Szamotulskiego dopisał następujący komentarz: Z całym szacunkiem dla tego historiografa, ale my w czasach naszej młodości widzieliśmy na zamku gnieźnieńskim kaplicę pewną drewnianą, którą powszechnie nazywa się kruchtą, w której były dwa wielkie kamienie podobne do kamieni młyńskich, krwią, jak powiadają, tejże pani zaczerwienione, pomiędzy którymi, jak mawiają, została zmiażdżona i w kościele wielkim gnieźnieńskim pogrzebana. |
Relacja tzw. zaginionego rocznika kaliskiego jest niemal współczesna wydarzeniom roku 1283 i stanowi podstawę dla późniejszych źródeł rocznikarskich, w tym m.in. Rocznika Traski czy Rocznika małopolskiego. Wobec powyższego, a także faktu, iż pierwotna zapiska powstała w kręgu wielkopolskim (a dokładnie pośród franciszkanów kaliskich), tj. geograficznie najbliższym wydarzeniom, zaskakuje nieprawidłowa identyfikacja ojca Ludgardy. Logiczna analiza ww. zapiski nie pozwala przyjąć, iż powodem śmierci było z pewnością morderstwo. Nagły zgon 22/23-letniej Ludgardy budził jednak zdziwienie współczesnych, co pozwala przypuszczać, iż była to śmierć nieoczekiwana, nie poprzedzona szczególnymi objawami. Późna, bo XV-wieczna dopiska traktowana powinna być raczej w charakterze ciekawostki turystycznej. Z pewnością taka właśnie opowieść przekazywana była gościom pielgrzymującym do grobu Św. Wojciecha, być może w celu podkreślenia dawnej wagi Gniezna (w wieku XV miasto nadal było wprawdzie siedzibą metropolii kościelnej, jednak utraciło już swój strategiczny i militarny charakter w ramach Królestwa Polskiego). Trudna do wytłumaczenia jest rola owych głazów. Nie były traktowane raczej jako relikwie - brak informacji o tym, by lokalny meklemburski kult świątobliwej Ludgardy dotarł do Gniezna. Być może stanowiły one swego czasu jakieś elementy konstrukcyjne dawnego grodu gnieźnieńskiego albo katedry. Wątpliwe jest również utrzymanie się śladów krwi na kamieniu przez okres niemal półtora wieku (skoro pisarz wspomina, iż ślady te widział w latach swej młodości, co mogło mieć miejsce najwcześniej w I poł. XV wieku). Dość zaskakująco przedstawiono przyczynę zgonu księżnej: zmiażdżenie pomiędzy głazami sprawia wrażenie egzekucji. Nie pojawiło się jednak w dopisce oskarżenie wobec kogokolwiek, a tym bardziej księcia Przemysła II. |
Kronika oliwska (poł. XIV w.) |
Potem, uzyskawszy od stolicy apostolskiej koronę królestwa Polski przeżył jeden rok, a schwytany przez sługi Waldemara, margrabiego Brandenburgii, został zabity w zemście za świątobliwą Ludgardę, swoją żonę, którą [sam] mając w niesłusznym podejrzeniu polecił zamordować. |
W niniejszej zapisce kronikarskiej pojawia się wyraźne oskarżenie Przemysła o organizację żonobójstwa. Kronikarz wyjaśnia motyw księcia - Ludgarda była podejrzewana o czyn, który w opinii Przemysła zasługiwał na ukaranie śmiercią. Czy przewiną tą była zdrada małżeńska? Niestety, nie sposób tego obecnie ustalić. Kronikarz wyraźnie podkreśla, iż podejrzenie było niesłuszne. Nazwanie Ludgardy świątobliwą wskazuje, iż przedstawiona w Kronice oliwskiej wersja wydarzeń oparta jest o funkcjonującą już meklemburską wersję wydarzeń, której głównym celem jest uwypuklenie moralnych przewag księżnej oraz jej świętości. Być może owe podejrzenia, o których wspomina kronikarz były rozsiewane przez matkę Przemysła (oczywiście, poruszając się w granicach zakreślonych przez kronikę rymowaną Ernesta von Kirchberga, ponieważ w rzeczywistości osoba ta zmarła już w roku 1265). Rzeczą nową w Kronice oliwskiej jest połączenie zamachu na życie Przemysła z wydarzeniami roku 1283. Dziwi przy tym bardzo, dlaczego ten akt zemsty realizowany jest dopiero po ponad 15 latach od zgonu Ludgardy i to w dodatku przez Brandenburczyków, którzy w rzeczywistości nie mieli powodów do mszczenia krzywd władców - zazwyczaj nieprzyjaznej im - Meklemburgii. Prawdopodobnie dopisek ten ma charakter autorski (pierwotny), nie oparty na rzeczywistym stanie faktycznym. Doskonale natomiast spełnia funkcję moralizatorską - oto "człowiek sukcesu", niedawno ukoronowany król nie cieszy się długo ze swego sukcesu z uwagi na dawny grzech, który "powraca" do niego w bardzo bezpośredni sposób... |
meklemburska kronika rymowana Ernesta von Kirchberga (ok. 1378) |
W tym samym czasie, kiedy bez wątpienia utopił się Jan Meklemburski, jego siostra, która była księżną w Polsce i zwała się Ludgarda, cierpiała od wielkiej nienawiści. Przed wyprawą krzyżową jej ojca, dał on ją księciu odległej Polski. Wyposażył więc swe dziecko po książęcemu pan Henryk z Meklemburgii. Niewiasta długo mieszkała w Polsce i nie była brzemienna. Liczyła na to matka jej małżonka i bardzo była na nią zagniewana. Mówiła, że jest niepłodną. Swemu synowi usilnie radziła, by stłumił swą miłość i odesłał ją jej braciom, albo żeby oddał ją do klasztoru i dał jej utrzymanie i wziął inną za żonę, która by mu urodziła dzieci, zanim by jego książęca godność nie wymarła bez spadkobiercy. Księciu do tego czasu bardzo podobała się pani Ludgarda, bo była niewinna, świątobliwa i mądra; podążała drogą, którą przed nią szła w swych poczynaniach jej matka Św. Elżbieta, dlatego książę nie od razu poszedł za radą swej matki; wolał pozostać przy swej żonie, niż żeby ją miał wypędzić. Stara tedy zdała sobie sprawę z tego, że młody syn nie był skory do nienawiści. Stara miała fałszywą naturę, a i była kobietą wygadaną, we wszystkim występną, dlatego z zawiścią patrzyła na to, że księżna żyła bogobojnie. Bóg obdarzył ją doprawdy dobrym wychowaniem i pobożnością. Stara usilnie zmierzała do tego, by zasiać niezgodę między swym synem a jego małżonką, czego to zła żona nie wyczynia. Namówiła w końcu syna swego, młodego księcia, żeby poszedł do księżnej i tak do niej rzekł: "Siostro, bez zbędnej zwłoki musimy się rozstać, nie możemy doczekać się dziecka. Proszę cię bardzo, abyś do braci, do domu pojechała niezwłocznie. Po tym co roku dawać ci będę, zgodnie z książęcym zwyczajem, wystarczająco na życie. Jeśli cię to nie zadowala, to wybierz według własnego uznania żeński klasztor, dam ci w nim książęce utrzymanie i zadowolę cię na całe życie. Pozwól mi, bym bez wstydu mógł poślubić inną kobietę, by mi mogła urodzić potomka. Przeto muszę z ciebie zrezygnować." Na to księżna z pokorą odpowiedziała: "Drogi panie i bacie mój. W imieniu wszystkich mych braci z prawowitego rodu was wybrałam: przeto porzućcie tę mowę! Bój nas oboje połączył, On też może nas uwolnić od tych mąk. Czyż nie jesteśmy jednym ciałem i sercem? Panie mój, porzućcie te żarty. Któż mógłby rozwiązać nasze małżeństwo? Bóg może nas jeszcze obdarzyć wieloma synami w swej łasce; nie powinniśmy w żadnej sprawie wątpić w Jego pomoc. Dla Boga nic nie jest niemożliwe. Jest On niezwyciężony, musimy zdać się na Jego łaskę dla duszy i życia naszego. Drogi bracie, miejcie wzgląd na mnie, gdybym wróciła do domu tak opuszczona i przyszła do mych braci, naród powszechnie uznałby, żem popełniła coś złego, iż musiałam od was odejść. Powinno się też znaleźć wyjaśnienie, zwykłe wobec zakonnic, [inaczej] zostałabym z miejsca wyklęta. Powinniście powstrzymać się od takich słów. Jak długo nasze dusze w ciałach, tak długo nikt mnie nie doprowadzi do tego, bym od was odeszła. Nie opuszczę was nigdy, cokolwiek mi się przydarzy. Zgrzeszyłabym wobec Boga i jego przykazania małżeńskiego." Gdy książę zrozumiał, że nie stało się według jego woli, był wielce rozgoryczony; wysłał do niej swych rycerzy i spowiednika. Ona pozostawała przy swoim. W końcu książę przydzielił jej swoich służebnych, aby ją dręczyli pod cichu, po kryjomu, tak żeby o nich nie wiedziała. Bój uchronił ją przed tym podstępem, tak że jej do tej pory nic złego zrobić nie mogli. Tedy kazał niezwłocznie zbudować bezpieczną komnatę, w której w tym czasie księżna miała cierpieć. Miała wtedy spowiednika, zakonnika, który był kaznodzieją [dominikaninem - przyp. wł.]. Tenże wszędzie jej towarzyszył z duchową posługą. W tym czasie przemyśliwano, jakby jej jednak zadać śmierć. Wyspowiadała się i pojednała z Bogiem, woląc umrzeć tam z woli Boga, jak umarła Zuzanna, niźli by miała złamać zawarte przed Bogiem małżeństwo i narazić dobre imię najbliższych przez pomówienie. Udała się tedy do komnaty i kiedy książę zdał sobie sprawę, że nikt nie zdoła żadnym sposobem odwieść jej od jej postanowienia, przyszedł przed komnatę pełen nienawiści, lecz z pojętym zamiarem. Panny [służebne] zaraz przybiegły i powiedziały księżnej, że książę jest pod drzwiami i mocno zapukał do nich. Księżna z godnością wstała i przyjęła go życzliwie, objęła swego pana przyjaźnie i ucałowała. W chwili tego pocałunku wyciągnął nóż i przebił szlachetną księżnę, z wielką nienawiścią. Jego słudzy, którzy zaraz za nim przyszli, ręcznikiem - wokół szyi mocno zaciśniętym - ją udusili. Kiedy śmierć na nią przyszła, głosem z głębi duszy donośnie zawołała "in manus tuas, Domine! Zlituj się nad moją męką!" Świętej pamięci niewiasta wśród lamentu tam w Kaliszu, które to miasto należało do jej małżonka, została pogrzebana. Wśród ludzi zacnych wywołało to niepokój. Tak jak na ziemi zwykła była żyć, o czym świadczą dzisiaj jej znaki itd. |
W Roczniku Traski znajduje się wzmianka, iż pogrzeb Ludgardy odbył się cztery dni przed konsekracją arcybiskupa Jakuba Świnki, która miała miejsce 19 grudnia 1283 roku. Jak wskazuje badacz genealogii piastowskiej, prof. Jasiński, "zazwyczaj pogrzeb odbywał się w tym okresie po dwóch, trzech lub czterech dniach od śmierci danej osoby. Przyjmuje się zatem, iż pogrzeb Ludgardy odbył się 15 grudnia (w Gnieźnie), natomiast sam zgon nastąpił ok. 11-14 grudnia. W tym właśnie czasie (11 grudnia) poświadczona dokumentem jest obecność Przemysła w Dłusku, nieopodal grodu w Pyzdrach. To stosunkowo odległa lokalizacja zarówno od Gniezna (ok. 50 km - 2 dni drogi), Poznania (ok. 70 km - 3/4 dni drogi) jak i Kalisza (ok. 60 km - 2/3 dni drogi), które to miasta rozmaite źródła wskazują jako miejsce śmierci Ludgardy. Osobiste uczestnictwo Przemysła wydaje się zatem wykluczone. Demoniczna postać teściowej, która dąży do oddalenia niepłodnej żony od syna jest również fikcją literacką. Elżbieta, matka Przemysła II, zmarła 16 stycznia 1265 roku, czyli ponad 8 lat przed ślubem syna (wątpliwe nawet, by kobiety te spotkały się kiedykolwiek). Można wprawdzie przyjąć, iż kronikarz pisząc o matce księcia mógł błędnie identyfikować inną bliską mu i wpływową kobietę na dworze wielkopolskim - jego stryjenkę Jolentę Helenę, wdowę po Bolesławie Pobożnym. Kłóci się to jednak zupełnie z obrazem tej księżnej. Po śmierci męża (1279) zbliżyła się bowiem do klarysek gnieźnieńskich i od roku 1284 aż do śmierci (1300) była mniszką w tym klasztorze. Zmarła w opinii świętości i rzeczywiście została wyniesiona na ołtarze (beatyfikowana), podobnie zresztą jak jej siostra Kunegunda (Kinga), żona Bolesława Wstydliwego. Osoba tego pokroju nie namawiałaby z pewnością do zerwania sakramentu małżeństwa. Uzasadnione wątpliwości budzi również podane przez kronikarza miejsce pochówku księżnej - Kalisz. Nie zgadza się to wyraźnie z relacją źródła krajowego (Rocznik Traski), które wskazuje na Gniezno, jak również z faktem, iż w Kaliszu znajdowała się tylko jedna nekropolia książęca i to wykorzystywana wyłącznie na przełomie XII i XIII wieku - kolegiata Św. Pawła Apostoła. Obiekt ten został jednak zniszczony podczas najazdu książąt śląskich w roku 1233. Razi też pewien szczegół ze sceny śmierci księżnej - pomimo mocno zaciśniętego ręcznika na szyi, ofiara zdołała wypowiedzieć całe dwa zdania... Niezależnie jednak od powyższych uwag, trzeba stwierdzić, iż opowiadanie posiada pewne "zdrowe" informacje:
Zauważyć również należy, iż celem autora nie jest opowieść o losach księcia - nie wymienia on nawet jego imienia. Pojawiające się postaci mają do spełnienia pewne role i po ich odegraniu, odchodzą w niebyt. Tak dzieje się ze złą teściową, rycerzami czy spowiednikiem. Treścią opowieści jest heroiczna walka Ludgardy o utrzymanie sakramentu małżeństwa, bez względu na zagrożenie życia. Stawia to przedmiotową opowieść na równi z żywotami świętych męczenników za wiarę i jednocześnie osłabia wartość źródłową pojawiających się wątków fabularnych (jak wiadomo, w relacjach hagiograficznych celowo operuje się dużymi kontrastami, w celu uwypuklenia przewag moralnych głównego bohatera). Tuż przed końcem relacji o tragicznych losach Ludgardy pojawia się znamienne zdanie, iż morderstwo owo wśród ludzi zacnych wywołało [...] niepokój. Czyżby pośród owych zacnych osób nie było duchowieństwa? Kilka dni po pogrzebie Ludgardy - dokładnie 19 grudnia - brał udział książę w konsekracji nowego arcybiskupa gnieźnieńskiego, Jakuba Świnki. Duchowny otrzymał od Piasta drogocenny pierścień, a ten zapewne pobłogosławił mu. Jak pokazały późniejsze lata, arcybiskup był postacią nieprzeciętną i dobrze współpracował z wielkopolskim władcą (koronował go nawet w roku 1295). Czy żonobójca mógłby mieć tak dobre relacje z najważniejszym duchownym w Polsce? Część historyków uważa jednak, iż prezent dla elekta - pierścień - był swoistą zapłatą za milczenie, a Jakub Świnka był politykiem, a nie moralistą. Podobnie przywilej z roku 1284, na podstawie którego Przemysł zezwolił arcybiskupowi na bicie własnej monety uznawany jest przez wybranych badaczy jako kolejny etap wynagradzania metropolity. Opinie tego typu nie znajdują uzasadnienia i są bardzo krzywdzące dla wybitnego arcybiskupa (duchowny przymykający oczy na grzech zabójstwa za cenę osobistych korzyści jawi się jako postać przekupna i "płytka"). Dobre kontakty Piastów wielkopolskich z władzą kościelną w ich dzielnicy były niemal tradycją. Władysław Odonic (dziad), Przemysł I (ojciec) i Bolesław Pobożny (stryj) wielokrotnie rozszerzali i potwierdzali przywileje biskupstwa poznańskiego czy arcybiskupstwa gnieźnieńskiego (Władysław Odonic swoje przywiązanie do kościoła poznańskiego i jego nadmierne uprzywilejowanie opłacił nawet buntem rycerstwa). W takich okolicznościach, działania Przemysła II nie są niczym niezwykłym. |
Roczniki, czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego Jana Długosza (II poł. XV w.) |
[1283] Czternastego grudnia zmarła na zamku poznańskim uduszona przez własnych domowników i służbę, księżna Lukerda, żona księcia Wielkopolski Przemysła i córka księcia Kaszubów Mikołaja. Chociaż jej mąż, książę Przemysł, opłakiwał ją i urządził jej uroczysty, książęcy pogrzeb, ponieważ jednak była bezpłodna, podejrzewano go, że z powodu bezpłodności i z pragnienia męskiego potomka i następcy, nasłał pewne osoby dla jej uśmiercenia. Podejrzenia zwiększyło jeszcze pominięcie milczeniem zemsty i bezkarność, jaką się cieszyli sprawcy niegodziwej zbrodni. Lecz i pieśni śpiewane powszechnie aż do naszych czasów świadczyły, że księżna Lukerda, kiedy przeczuwała, iż mąż przeznaczył ją na śmierć, ze łzami w oczach błagała go, by nie pozwalał odbierać życia żonie i niewinnej kobiecie, ale pomny na cześć dla Boga i honor zarówno małżeński, jak i książęcy, pozwolił ją odprowadzić choćby w jednej koszuli do ojcowskiego domu, a zniesie spokojnie każdy, nawet nędzny los, byleby ją tylko pozostawiono przy życiu. Książę Przemysł był przekonany, że jego występek jest nieznany i że należy go pokryć wiecznym milczeniem jako dokonany skrycie przez kilka wtajemniczonych osób. Bóg jednak sprawił, iż słyszał, jak ku jego hańbie śpiewano o nim powszechnie pieśń ludową, która, jak wiadomo, dochowała się nawet do naszych czasów i obecnie śpiewają ją na widowiskach. Powszechna tedy i prawdomówna opinia obwiniała wymienionego księcia Przemysła o wspomnianą zbrodnię i wielu zarzucało mu, że wprawdzie śmierć pomienionej Lukerdy nastąpiła za cudzą pomocą, ale na jego polecenie i z jego wyroku i ani książęca powaga, ani ogłoszony zakaz nie potrafiły usunąć z ust i serc ludzkich oceny jego występku. Ten, który przez zabójstwo z powodu bezpłodności wspomnianej swojej małżonki usiłował nadto zniweczyć i udaremnić twardy, nieodwołalny wyrok nieba, zhańbił się najobrzydliwszą zbrodnią i mimo że się powtórnie ożenił, nie mógł posiąść męskiego potomka. [...] [1285] Książę Wielkopolski Przemysł pragnąc pozostawić następcę i dziedzica, z którego to właśnie względu — jak go posądzano — kazał swej służbie udusić swoją żonę Lukerdę jako bezpłodną, pojmuje za żonę Ryksę, pannę, córkę króla Szwecji, a gdy ją przywieziono jedenastego października, odprawia uroczyste wesele w Poznaniu. O zamordowaniu zaś Lukerdy, żony wspomnianego księcia Przemysła, która pochodziła z rodu margrabiów brandenburskich, dla potępienia tak ohydnej zbrodni aż do naszych czasów na widowiskach śpiewano po polsku ułożone za dopuszczeniem Bożym niezgrabnie przez wieśniaków pieśni ludowe, w których Lukerda zaklinała księcia Przemysła, aby nie odbierał jej życia, lecz choćby w najskromniejszych sukniach odesłał ją do ojcowskiego domu. [...] [1286] Ci, którzy skrupulatniej badają wszystko, żywili i żywią przekonanie, że tak okrutna i tak nagła śmierć spotkała króla polskiego Przemysła z powodu zabójstwa, jakiego się dopuścił na swojej pierwszej żonie Lukerdzie (że Bóg podobnie pomścił występek), którą wymieniony król kazał zgładzić, czy to żywiąc wobec niej jakieś podejrzenia czy też, jak podają inni, zbrzydziwszy ją sobie z powodu hańby bezpłodności. |
Z dość dużą łatwością można wskazać jedno ze źródeł, z których Długosz korzystał tworząc zapiski dotyczące Ludgardy. Jest nim Rocznik Traski (czerpiący z tzw. zaginionego rocznika kaliskiego), w którym pojawia się informacja o rzekomym ojcostwie Mikołaja, księcia Kaszubów. Wykluczyć można natomiast wykorzystanie przez kronikarza pielgrzymiej tradycji żywej jeszcze w XV-wiecznym Gnieźnie, a także literatury wytworzonej w kręgu meklemburskim. Z pewnością Długosz nie znał w ogóle kroniki rymowanej Ernesta von Kirchberga, na co wskazuje:
Błędne połączenie Ludgardy z rodem margrabiów brandenburskich (w rzeczywistości nie była spokrewniona z dynastią askańską) wyniknęło zapewne z wykorzystania przez Długosza Kroniki oliwskiej i tamtejszej wzmianki o zemście Brandenburczyków. Tymczasem, było odwrotnie. To właśnie małżeństwo z Ludgardą umacniało związek Przemysła z Pomorzem Zachodnim i Meklemburgią przeciwko Brandenburgii. Śmierć księżnej nie musiała zakończyć niniejszych powiązań, ale już śmierć w wyniku celowych działań męża mogłaby rozbić ten trójstronny układ. Prześladowanie żony i czyhanie na jej życie byłoby w takim przypadku aktem wyjątkowej bezmyślności, o którą trudno podejrzewać przyszłego króla polskiego. W relacji Długosza najciekawszą informacją jest fakt funkcjonowania w opinii publicznej przekonania o bezpośrednim udziale Przemysła II w zabójstwie żony. Pieśni powszechne w kulturze masowej XV-wiecznej Polski są dla kronikarza oczywistym potwierdzeniem winy księcia. Kompozycja owych pieśni (m.in. wezwania męża do odesłania choćby w jednej koszuli do ojcowskiego domu) wskazuje, iż ich pierwowzór najpewniej nie został ułożony za dopuszczeniem Bożym niezgrabnie przez wieśniaków, lecz mógł zaistnieć w kręgach dworskich lub rycerskich. Oczywiście, treść XV-wiecznych przyśpiewek jarmarcznych od XIII- albo XIV-wiecznego wzorca mogła różnić się zasadniczo. Analizując tę kwestię z politycznego punktu widzenia, pieśni w wersji pierwotnej mogły powstać na dworze margrabiów brandenburskich lub w zbliżonych do tego dworu kręgach, w celu rozbicia sojuszu wielkopolsko-meklemburskiego. Jak wiadomo, Meklemburgia miała własną wizję ostatnich chwil życia Ludgardy, natomiast tradycja krajowa dopiero poprzez Długosza przedstawia oskarżenia wobec Przemysła. |
|